niedziela, 16 września 2012

summertime half-sadness


jest to post.
niedługi!

niektórzy uzależniają swoje jestestwo od fejsbuka, bloggera, gmaila, twittera, google+, tumblra i temu podobnych. udowodniłam, że da się wejść na wyższy level i uzależnić swoje życie od czegoś gorszego.
mianowicie: dorwałam w android markecie, szukając aktualizacji do jakiejś apki, aplikację o wdzięcznej nazwie mykoala. cudo to jest widżetem do nauki języków obcych od podstaw, a z racji tej, że jestem mega zajarana hiszpańskim, ściągnęłam drania do nauki słówek. mniej więcej zasady są jak w tamagochi, masz swoją koalę, która musi jeść i się bawić, bo inaczej telefon wydziera się 'HEEEELOŁ' (serio). punkty na jedzenie i zabawy dla zwierza mamy z quizów językowych, więc siłą rzeczy trzeba ćwiczyć słówka, żeby koalę ogarnąć. generalnie aplikację bardzo polecam, jest bezpłatna, można nawet sobie powtórzyć słówka ze znanych języków, jeśli ktoś ma ochotę. reasumując, moje życie podlega właśnie zachciankom KOALI w TELEFONIE. gorzej być nie może.

oto i mykoala!

z racji opieki nad koalą i swoim hiszpańskim, nie mam żadnych nowych zdjęć nadających się do umieszczenia na blogu, więc dzisiaj podzielę się moim komisem rzeczy inspirujących ;) ale obiecuję poprawę i wzięcie się porządnie za tę stronę.

pozdrawiam cały mój brak czytelników ;)
kate 
















środa, 12 września 2012

the beggining!


Stało się. Myślałam o założeniu bloga już dawno, temat był ciągle otwarty, ale... no właśnie - zawsze jest jakieś "ale". Najciężej jest zacząć, więc po prostu zacznę.

Blog w moich wizjach/marach/mrzonkach* miał traktować głównie o (szok!) modzie. Lekko wyświechtane, jest tego pełno, lepszych, gorszych, ale SĄ. Boom na blogi modowe jest wielki, co lepsze bloggerki doczekały się fanpejdżów z kilkutysięcznym tłumem molestującym przycisk 'lubię to'. Proszę nie doszukiwać się tu kpiny, sama należę do tych chętnie klikających. Tyle, że mając jakieś doświadczenie w obserwowaniu blogów, lookbooków itd. - kolejnym wynalazkom szatana mówię stanowcze NIE. That's why.

1) Wszechobecni hejterzy.
Nie mówię o osobach, które po prostu wyrażają swoje opinie. Jedne buty/spodnie/dodatki* mogą się podobać Oli z Ostrołęki, a nie muszą Zuzi z Sosnowca. Ot, takie prawo człowieka/rynku/natury*. Ale wrzućmy na luz: komentarze na poziomie IQ oscylującym w granicach minus sto dwadzieścia, 'twoje koleżanki som ładniejsze od ciebie ehehehehe', 'przytyło się', 'spoko sukienka, ale ryj niewyjściowy' - jeeezu. Polaczki zdychajo z zachwytu, że mogą komuś dopiec bez pokazywania twarzyczki i bez podpisu. Biedota umysłowa wszak nie boli. Ale wystarczy wejść na bloga którejś z zagranicznych dziewczyn - ludzie się CIESZĄ, że się wybiły, że działają, mają czas dla czytelników i idą naprzód z coraz lepszymi ciuchami. A polaczki, jak to polaczki: ktoś ma lepiej/ładniej/fajniej/inaczej - zdeptać, zwyzywać, bo się komuś udało. Bieda.
Drugi typ hejtera: nosisz wąskie spodnie i jesteś facetem = pedał, masz zerówki i 'taką długą czapkę' = jebany hipster, masz markowe ciuchy i jeszcze nie daj boże masz masz na sobie 'tę czapkę z płaskim daszkiem' = swagger. People, chill out, szufladkowanie jest passe. Get your ass up i martwcie się o siebie.
Podsumowując: TAK dla konstruktywnej krytyki, NIE dla hejtowania dla smaczku bycia polaczkiem. Za stara jestem na takie zabawy. Mało w realnym życiu kopiemy się nawzajem po tyłkach?

2) No cóż.
Brak czasu tudzież możliwości na robienie sobie i swojemu outfitowi zdjęć w drodze na uczelnię, na kawę, na zajęcia i takie, takie. Nie chciałoby mi się i podziwiam tych, którzy naprawdę pół dnia przeznaczają na tak szczegółowe uaktualnianie wizerunku i ich to nie męczy. Jeśli dorobię się kiedyś jakichkolwiek czytelników, będą musieli mi uwierzyć na słowo, że wyglądam zabójczo w moim dresie (z h&m), moje ombre hair związane gumką (także z h&m) są błyszczące i dobrze napojone odżywkami, a moja dizajnerska pościel z ikei jest idealnie poskładana.

Także TO NIE JEST KOLEJNY BLOG STRICTE O MODZIE.
Nie mam konkretnego planu o czym chcę tu pisać; chcę pisać o tym, co akurat mam w głowie. Dużo o ciuchach, wszak je uwielbiam, ale nie zamykam się na jeden temat. Będą zdjęcia. Dużo zdjęć. Moich i internetowych. Lubię focić, ale nigdy nie znajdziecie mnie na fejsie pod 'imię nazwisko photography'. Chętnie dzielę się tym, co znajdę i chciałabym, żebyście się ze mną dzielili poglądami, pomysłami. Lajfstajlowe pisanie się zapowiada.

Jeśli kogoś uraziłam czymś, co napisałam: imma so sorry, bro.
;)

*niepotrzebne skreślić