Stało się. Myślałam o założeniu bloga już dawno, temat był ciągle otwarty, ale... no właśnie - zawsze jest jakieś "ale". Najciężej jest zacząć, więc po prostu zacznę.
Blog w moich wizjach/marach/mrzonkach* miał traktować głównie o (szok!) modzie. Lekko wyświechtane, jest tego pełno, lepszych, gorszych, ale SĄ. Boom na blogi modowe jest wielki, co lepsze bloggerki doczekały się fanpejdżów z kilkutysięcznym tłumem molestującym przycisk 'lubię to'. Proszę nie doszukiwać się tu kpiny, sama należę do tych chętnie klikających. Tyle, że mając jakieś doświadczenie w obserwowaniu blogów, lookbooków itd. - kolejnym wynalazkom szatana mówię stanowcze NIE. That's why.
1) Wszechobecni hejterzy.
Nie mówię o osobach, które po prostu wyrażają swoje opinie. Jedne buty/spodnie/dodatki* mogą się podobać Oli z Ostrołęki, a nie muszą Zuzi z Sosnowca. Ot, takie prawo człowieka/rynku/natury*. Ale wrzućmy na luz: komentarze na poziomie IQ oscylującym w granicach minus sto dwadzieścia, 'twoje koleżanki som ładniejsze od ciebie ehehehehe', 'przytyło się', 'spoko sukienka, ale ryj niewyjściowy' - jeeezu. Polaczki zdychajo z zachwytu, że mogą komuś dopiec bez pokazywania twarzyczki i bez podpisu. Biedota umysłowa wszak nie boli. Ale wystarczy wejść na bloga którejś z zagranicznych dziewczyn - ludzie się CIESZĄ, że się wybiły, że działają, mają czas dla czytelników i idą naprzód z coraz lepszymi ciuchami. A polaczki, jak to polaczki: ktoś ma lepiej/ładniej/fajniej/inaczej - zdeptać, zwyzywać, bo się komuś udało. Bieda.
Drugi typ hejtera: nosisz wąskie spodnie i jesteś facetem = pedał, masz zerówki i 'taką długą czapkę' = jebany hipster, masz markowe ciuchy i jeszcze nie daj boże masz masz na sobie 'tę czapkę z płaskim daszkiem' = swagger. People, chill out, szufladkowanie jest passe. Get your ass up i martwcie się o siebie.
Podsumowując: TAK dla konstruktywnej krytyki, NIE dla hejtowania dla smaczku bycia polaczkiem. Za stara jestem na takie zabawy. Mało w realnym życiu kopiemy się nawzajem po tyłkach?
2) No cóż.
Brak czasu tudzież możliwości na robienie sobie i swojemu outfitowi zdjęć w drodze na uczelnię, na kawę, na zajęcia i takie, takie. Nie chciałoby mi się i podziwiam tych, którzy naprawdę pół dnia przeznaczają na tak szczegółowe uaktualnianie wizerunku i ich to nie męczy. Jeśli dorobię się kiedyś jakichkolwiek czytelników, będą musieli mi uwierzyć na słowo, że wyglądam zabójczo w moim dresie (z h&m), moje ombre hair związane gumką (także z h&m) są błyszczące i dobrze napojone odżywkami, a moja dizajnerska pościel z ikei jest idealnie poskładana.
Także TO NIE JEST KOLEJNY BLOG STRICTE O MODZIE.
Nie mam konkretnego planu o czym chcę tu pisać; chcę pisać o tym, co akurat mam w głowie. Dużo o ciuchach, wszak je uwielbiam, ale nie zamykam się na jeden temat. Będą zdjęcia. Dużo zdjęć. Moich i internetowych. Lubię focić, ale nigdy nie znajdziecie mnie na fejsie pod 'imię nazwisko photography'. Chętnie dzielę się tym, co znajdę i chciałabym, żebyście się ze mną dzielili poglądami, pomysłami. Lajfstajlowe pisanie się zapowiada.
Jeśli kogoś uraziłam czymś, co napisałam: imma so sorry, bro.
;)
*niepotrzebne skreślić